Prawdziwa inicjacja kulturalna każdego zaczyna się w momencie pierwszego indywidualnego kontaktu wynikającego ze świadomego, indywidualnego wyboru. Ale z dzielnicy Felin jest równie daleko do teatru czy też filharmonii jak z Drozdówki. I fizycznie, i duchowo - pisze Grzegorz Rzepecki w Gazecie Wyborczej - Lublin w ramach debaty o lubelskiej kulturze.
Praktycznie cała oferta kulturalna miasta skupiona jest w przestrzeni ścisłego centrum Lublina. Zarówno kultura wysoka, jak i kultura popularna. Przypomina to, odwołując się do biologicznych porównań, zdeformowany organizm z olbrzymim, rozrośniętym sercem i zanikającym, rachitycznym krwiobiegiem. Bez intensywnego krwiobiegu, bez normalnie rozwiniętych tkanek i organów żaden organizm nie jest zdrowy. A ten krwiobieg w Lublinie, i nie tylko w Lublinie, jest, co tu dużo mówić w bardzo kiepskim stanie. Sieć nielicznych klubów osiedlowych i dzielnicowych domów kultury, niedoinwestowanych, z kiepskimi warunkami lokalowymi to stanowczo za mało, aby ich oferta stanowiła atrakcyjną przeciwwagę dla odmóżdżającej telewizji, weekendowego życia klubowego czy też alkoholowych szaleństw wiosenno-ławkowych. Nieatrakcyjna, szczególnie dla młodych, oferta sieci bibliotek: bez mediateki, filmów, audiobooków, nowości wydawniczych. Uboga oferta pozalekcyjna coraz ba