Olimp scentralizowanej kultury doskonale rozumiał, czym grożą poważniejsze zmiany w źle funkcjonującym, ale dobrze obmyślonym systemie zarządzania scenami; czym grozi częściowe chociażby usamodzielnienie scen pod względem organizacyjnym, oparte na zasadzie jakiej takiej niezależności gospodarczej, jakiej takiej kalkulacji handlowej: zależnością od kasy, niezależnością od centralnego mocodawcy. Zależnością od tęsknot, gustów, upodobań, krótko mówiąc od żądań publiczności - pisał Erwin Axer w "Listach ze sceny".
I oto zmienia się sytuacja. Spoza najbliższego zakrętu drogi wyglądają już kształty miejscowości, która jest celem wędrówki. Znajome miejsca. Znajome kształty. Perspektywa nietrudna do wykreślenia. Nie, nie - mylą się państwo - nie chodzi mi o nowoczesność ani o proporcje realizmu, ani o aktualność repertuaru. Chodzi o coś znacznie poważniejszego, o coś podstawowego, o praprzyczynę. Chodzi o sprawy gospodarcze. Państwo zauważyli zapewne, że o zagadnieniach ekonomicznych teatru zaczęto rozmawiać stosunkowo niedawno. Był to temat "tabu" i w dodatku jakby trochę nieprzyzwoity. Jeszcze rok temu obraził się na mnie z lekka pewien sławny i zasłużony dyrektor teatru za to, że nazwałem "komercjalnym" jego znakomity i posiadający historyczną kartę teatr. Wolałby uchodzić za notorycznego bankruta żyjącego ze składek i zapomóg czy też może za filantropa utrzymującego z rodowych milionów przez całe lata największą w Polsce scenę. Uchodzić