Pisałem ostatnio o ożywieniu, jakie zapanowało w dawno nie widzianych przeze mnie teatrach warszawskich. Po "małym festiwalu" Zapasiewicza, o którym wspominałem, dane mi było jeszcze obejrzeć "Tartuffe'a" w Teatrze Kameralnym w nowym przekładzie Bohdana Korzeniewskiego, czyli po prostu poczciwego "Świętoszka" (tak nazwanego w dawnym, klasycznym przekładzie Boya-Żeleńskiego) oraz "Kubusia Fatalistę" Diderota w nowym opracowaniu Andrzeja Pawłowskiego w Teatrze Ateneum. O tych przedstawieniach spróbuję jeszcze napisać. Dziś chciałbym jednak powiedzieć o tym, że owo teatralne ożywienie uległo także - niestety - zwyrodnieniu, które uwidoczniło się w Teatrze Dramatycznym, wystawiającym aktualnie "Hamleta" Szekspira w najnowszym przekładzie Stanisława Barańczaka, a w reżyserii Andrzeja Domalika. To przygnębiające zwyrodnienie ujawniło się tutaj we wszystkim: zwłaszcza w samej reżyserii, a w związku z nią w całym kszta�
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 121