Wciąż ponawiane interpretacje i próby egzegezy "Końcówki" Samuela {#au#247}Becketta{/#} stworzyłyby dziś pokaźną biblioteczkę. Mozolny trud badaczy dążących do odkrycia właściwego sensu powstałego w 1956 roku dramatu nie ustaje, mimo że sam autor wielekroć manifestował swój sceptycyzm wobec sensowności tego zajęcia. Wydaje się, że od pracowitych analiz bliższe mu były impresje w rodzaju uwagi Kennetha Tynana, piszącego z okazji londyńskiej premiery dramatu, że z "Końcówki" bije "uraza do Boga, której nie mógłby czuć żaden bezbożny". To przypomnienie tworzy odpowiednie, jak sądzę, tło do namysłu nad najnowszą inscenizacją sztuki Becketta. Wrocławski spektakl Jacka {#os#6686}Orłowskiego{/#} zachowuje chwalebną powściągliwość w stawianiu diagnoz i udzielaniu odpowiedzi na pytanie, jaki jest właściwie świat "Końcówki", co znaczy opowiedziana w niej historia. Cały wysiłek twórców skoncentrowany jest na po
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 9