"Czapa, czyli śmierć na raty" Janusza Krasińskiego w reż. Zbigniewa Lesienia w Teatrze TV. Pisze Piotr Zaremba w Sieciach.
Pamiętam czasy, kiedy grywano "Czapę. Śmierć na raty" Janusza Krasińskiego w teatrach - lata 70. i 80. I dobrze, że Teatr Telewizji przypomniał - i sztukę, i pisarza. Krasiński, siedzący za rzekome szpiegostwo między rokiem 1947 i 1956, musiał czuć więzienie. A w sensie szerszym był jednym z nie tak znów wielu zwykłych polskich pisarzy, także dramaturgów, piszących o człowieku. Ani to "teatr mieszczański", ani szczególna awangarda. Po prostu teatr. Ta prosta historyjka o dwóch więźniach skazanych na śmierć, którzy przedłużają sobie za wszelką cenę życie, już tym się wyróżniała, że w tle był PRL, drapieżny, brutalny - i wobec tych ludzi, którzy zasługiwali, i wobec tych, co do których nie było takiej pewności (trzeci więzień). Warto "Czapę" poczytać między wierszami, tak się wtedy pisało literaturę. Ale równocześnie jest to uniwersalna opowiastka, a może przypowiastka. Chwilami groteska przecząca zasadom logiki. Można by rzec