Siedzę na wyreżyserowanym przez Agnieszkę Glińską "Kramie Karoliny" Ghelderodego i dręczy mnie drobna kwestia: Einstein a teatr. Przecież Albert Einstein był ewidentnym geniuszem. Był i jest jedną z nielicznych intelektualnych koron ludzkości. Pojmował rzeczy, o których się nie śniło filozofom. By rzecz ująć jeszcze piękniej i jeszcze prawdziwiej - rzadko zdarza się mózg, który nie znika w cieniu, rzucanym przez mózg Alberta Einsteina. Jeśli tak (co chyba oczywiste) to właściwie dlaczego twórca ogólnej i szczególnej teorii względności nie zrobił jakiegoś porządnego teatru? Z jakiej to przyczyny Albert Einstein w ogóle nie zrobił żadnego teatru? Siedzę więc i patrzę, a przede mną spektakl wzorcowo byle jaki, jakby kwintesencja wszechstronnej teatralnej nijakości. Ni to, ni sio - tak reżyseria i aktorstwo, jak i scenografia pospołu z muzyką. Artyści są jakby o krok zaledwie od pierwszej próby czytanej, sytuacje i gesty
Tytuł oryginalny
Pawie piórko elokwencji
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 274