Na naszym Bliskim Wschodzie zawiało i nie chce zamieść. Wszechobecna biel bezlitośnie wydobywa nas z tła, i każdy jest, jaki jest, niezależnie od tego, gdzie tam sobie drepcze - czy bardziej centralnie, to jest tam gdzie mu się wydaje, że się owo centrum przed zasypaniem znajdowało, czy też bardziej peryferyjnie, z wyboru lub z przypadku, albo i zupełnie alternatywnie, na przykład w zaspie. Ale widać wszystkich - pisze dla e-teatru Paweł Passini.
Wszechobecna biel bezlitośnie wydobywa nas z tła, i każdy jest, jaki jest, niezależnie od tego, gdzie tam sobie drepcze - czy bardziej centralnie, to jest tam gdzie mu się wydaje, że się owo centrum przed zasypaniem znajdowało, czy też bardziej peryferyjnie, z wyboru lub z przypadku, albo i zupełnie alternatywnie, na przykład w zaspie. Ale widać wszystkich. Korzystając więc z okazji wykonujemy noworoczne ćwiczenie, życząc wszystkim wszystkiego najlepszego. Bo na Bliskim Wschodzie wiemy, że wszyscy są potrzebni. Nie to, żebyśmy zawsze o tym pamiętali, ale bliskość Natury z jej misternymi łańcuchami pokarmowymi i kabalistycznymi ekosystemami sprawiła, że chociaż nie nazwaliśmy naszego grodu "Kochlin", to jednak zaryzykowaliśmy "Lublin". I nawet każdy warszawiak chadzający do TeeRu, lub też miłośnik straży pożarnej wie, że - oprócz narzucającego się "makaronu" - "lubelskie" jest co? Bardzo dobrze! "Unia". Dzięki takiemu na wpół serio, na wp