"Burza" Williama Shakespeare'a w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Maja Margasińska w naszemiasto.pl.
Spektakl zaczyna się pięknie: w ciemności nad widownią rozpętuje się burza, grzmi, błyskawice raz po raz przecinają mrok, aż wreszcie zaczyna padać deszcz. Prawdziwa wilgoć osiada na twarzach i ubraniach. Tym dosłownym wprowadzeniem widzów w akcję reżyser Paweł Miskiewicz niestety obiecuje dużo więcej, niż widzowie finalnie otrzymają. Akcja spektaklu dzieje się w starym, zrujnowanym teatrze. Gdzieniegdzie stoją porzucone maszyny teatralne, nad sceną zwisa poszarpana, nadgryziona zębem czasu kurtyna. Czasem się unosi, by ukazać morze, które pochłonęło kulisy i resztę teatru. To morze jest najpiękniejszym i najmocniejszym elementem spektaklu Miśkiewicza: migotliwe, zmienne, magiczne. To morze, które czeka na każdego z nas, w którym mają ujście Styks i Lete, podobnie jak wszystkie rzeki naszego życia. TEN DZIWAK, PROSPERO Zatem w starym teatrze pożartym przez morze stoi na scenie Prospero - niegdyś najlepszy aktor, "książę" Mediolanu,