- Niedawno sobie uświadomiłem, że dopiero od trzech lat obserwuję, jak zmieniają się pory roku, jak przechodzą jedne w drugie. I jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi - mówi Paweł Binkowski, aktor Teatru Nowego w Poznaniu.
Mało Cię w teatrze. - Bo już nie ta kondycja, trudniej zapamiętać tekst - zwłaszcza gdy go tyle, ile miałem w "Śnie srebrnym Salomei". Lata robią swoje, nie ma co ukrywać. Ostatnia rola, w jakiej bym sobie jednak Ciebie wyobrażała, to Wojski w "Panu Tadeuszu". - A to przypadek. Mikołaj Grabowski zobaczył, jak się męczę jako Chrzciciel, więc zaproponował mi przeczytanie czegoś innego. Od razu poczułem ten tekst, tę postać. To był właśnie Wojski. I tak zostało. No i niewiele tekstu... - Roli nie buduje się tylko gadaniem. Ja mogę w ogóle nic nie mówić, tylko stać. A teatr w Twoim życiu to skąd? - Bo ja od dziecka grałem. W szkole? - Bardziej w domu. Robiłem z krzeseł teatr lalkowy... Wymyślałem ciągle jakieś sytuacje. A potem przyszedł czas skarbów, map, "Pana Samochodzika", to wszystko działało na wyobraźnię. Ale po podstawówce poszedłem do Technikum Elektrycznego. Tam polonistka, Grażyna Sobczyk, namówiła m