TARCZA, do której mierzył Ireneusz Iredyński, tym razem pozostała nienaruszona. Strzały przeszły obok. Nazbierało się za to sporo nieporozumień, anachronizmów, nadużyć. Ich charakter najlepiej oddaje nieporozumienie pierwsze, tj. tytuł. "Terroryści" - brzmi to dla dzisiejszego widza niepokojąco, intrygująco, podniecająco. Tymczasem Iredyński opowiada historię o pewnym ruchu narodowowyzwoleńczym w Środkowej Ameryce (sandiniści?), zaangażowanym w walkę z reżimem. Rzecz w zasadzie kwalifikuje się do zaskarżenia Iredyńskiego przez któregoś ze środkowoamerykańskich polityków, gdyż nazwanie tych ruchów terroryzmem wygląda na pewne nadużycie, nie mówiąc już o tym, że stawia Iredyńskiego na pozycjach sprzyjających miejscowym reżimom. Tak szerokie rozumienie pojęcia "terroryzmu" pozwala objąć nim wszelkie rewolucyjne ruchy wyzwoleńcze odwołujące się do przemocy, a kto wie - może także twórców Rewolucji. Tytuł nie jest co prawda najważni
Tytuł oryginalny
Pawana na jednej strunie
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 44