Czy da się z przeplatania snu i jawy, rzeczywistości i jej wyobrażenia stworzyć interesującą, sceniczną całość lub przynajmniej w miarę poprawną inscenizację? Da się. Udowodnili to wielokrotnie ci twórcy teatru, którzy przed zabraniem się do pracy zadali sobie pytanie, co i w jaki sposób chcą pokazać. Wydaje się, że nie zadał go sobie Krzysztof {#os#8022}Warlikowski{/#}, adaptując i reżyserując "Markizę O." Henricha von Kleista w Starym Teatrze. A miał do wykonania pracę wcale niełatwą, chcąc zainteresować publiczność wydawałoby się banalnym, ale i dusznym od sennego koszmaru, opowiadaniem Kleista z przełomu dwu epok: oświeceniowego racjonalizmu i kiełkującego romantyzmu. Kleist był postacią tragiczną o cechach patologicznych który nie mógł sobie dać rady z własną naturą, namiętnościami, żądzą sławy, chorobliwą ambicją aż do kresu swego, zakończonego samobójstwem, życia. To wiemy z biografii. Ale czy z taką atmos
Tytuł oryginalny
Patrzenie przez Lupę
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Nr 60