EN

12.07.2016 Wersja do druku

Patrzę sobie na ręce

- Nie wygramy w teatrze z kinem, muzyką, literaturą, które mają znacznie silniejsze i szersze oddziaływanie społeczne. Kompletnie się obnażam, gdy to mówię, ale nie mogę wyzbyć się poczucia bezsilności - mówi Agnieszka Błońska, reżyserka "Praskiego Si-Fi" w Teatrze Powszechnym w Warszawie.

PAWEŁ SOSZYŃSKI: "Był sobie dziad i baba" z tancerzami seniorami, "Grubasy" z amatorami, "Gwałt", w którym występują działaczki - w twoich spektaklach zwykle nie pracujesz z zawodowymi aktorami. Czy "Praskie Si-Fi" też będzie bazowało na niewykształconych aktorach? AGNIESZKA BŁOŃSKA: Nie, choć najprawdopodobniej zostałam zaproszona przez Teatr Powszechny ze względu na to, co robię. Nie ukrywam, że była pokusa, aby pracować z kimś z Pragi, z wybraną grupą zawodową czy wiekową, i w ten sposób opowiedzieć o Pradze. Jednak po długich namysłach i rozmowach z Joanną Wichowską, dramaturżką, uznałyśmy, że byłby to błąd i bez względu na to, jakiego filtru byśmy użyły, możemy się otrzeć o banał. Groził nam banał tematyczny lub nadużycie w stosunku do ludzi z tego miejsca, bo mogłybyśmy sprowadzić ich do poziomu "dzikich", których badamy lub nad którymi pochylamy się z nieuprawnioną wyższością. Zaprośmy praskiego "dzikusa" do teatru i

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Patrzę sobie na ręce

Źródło:

Materiał nadesłany

dwutygodnik.com nr 189

Autor:

Paweł Soszyński

Data:

12.07.2016