Drobny żart sceniczny w Starym Teatrze, w teatrze Barakah cztery drobne migawki z życia byle jakiego - a w każdym z tych miejsc, w każdym z tych seansów, podobny rodzaj melancholii dyskretnej, cierpkiej i w ostatecznym rachunku uśmiechniętej. O "Kształcie techniki" i jednoaktówkach Janusza Głowackiego pisze Paweł Głowacki w miesięczniku Kraków.
Środa "No i już czas, żeby wyjrzeć przez okno", powiada Janusz Głowacki w rozdziale Widok z okna w tomie autobiograficznych zapisków Z głowy. I wygląda, przez jedno z pięciu. Tyle jest okien w jego pokoju na Manhattanie w Nowym Jorku. Trzy wychodzą na Sto Pierwszą ulicę - w oddali da się zobaczyć rzekę Hudson. Dwa ostatnie - na West End Avenue, gdzie synagoga, a za nią - zarysy wieżowców Broadwayu... Sto Pierwsza? Rzeka? West End? Drapacze? Synagoga? Broadway...? Te duże "rzeczy" - są raczej bez znaczenia. Mniejsza z nimi. I mniejsza z dużymi "rzeczami", co tkwiły za jednym jedynym oknem pokoju Głowackiego w Warszawie, przy Bednarskiej. Przez to okno, przez okno na Manhattanie, przez inne okna gdziekolwiek - Głowacki łowił "rzeczy" małe, w których jest jakiś niepokój, co może stać się początkiem opowieści - noweli, dłuższej prozy, jednoaktówki - lecz może też pozostać niemym, przelotnym niepokojem. Niepokój? Tylko to? Nie. Równie dobrze chodz