- Od zawsze towarzyszyło nam marzenie, by Pożar płonął systematycznie i nie zgasł jak wiele młodzieńczych inicjatyw. Nadaliśmy pracy solidną strukturę i jestem dumny, że w tak trudnych dla instytucji kultury czasach udaje się nam rozwijać i ryzykować - mówi Michał Walczak, współzałożyciel Pożaru w Burdelu, w rozmowie z Jackiem Wakarem w tygodniku Wprost.
Żyjemy w śmiesznych czasach? - Czasy są śmieszne i straszne jednocześnie. Po 1989 r. nie zbudowaliśmy wspólnoty zabawy, karnawału. Zwyciężyły resentymenty i żałoby zamiast afirmacji wolności i radości życia. Dziś łatwiej się śmiać z władzy? - Nie będziemy drugim "Uchem prezesa". Wolimy tworzyć równoległy świat, prześwietlać polskie mity i ćwiczyć wyobraźnię, zamiast powtarzać, co głupiego powiedział polityk z tej albo drugiej strony. Jest coś głębszego w obecnym zapotrzebowaniu na śmiech. Działalność klubu komediowego i stand-uperów pokazuje głód alternatywnych wizji rzeczywistości. Pożar dla wielu jest doświadczeniem wspólnotowym. W wasze spektakle uciekamy przed mrokiem rzeczywistości. Podobnie było w latach 30. - kwitł kabaret, ale dookoła narastały groźne pomruki. - Zgłębiłem czas międzywojnia, przygotowując się do pisania "Duchów. Musicalu spirytystycznego" [ostatnia premiera Pożaru - red.]. Wspólna jest chyba