W Poznaniu Święto Niepodległości 11 listopada nie kojarzy się ani z dętymi państwowotwórczymi akademiami, ani ulicznymi zadymami. 11 listopada to imieniny św. Marcina, dzień patrona miasta. Główną ulicą przechodzi radosna parada. Centrum zapełnia się spacerowiczami, którzy po cukierniach i kawiarniach polują na tradycyjne rogale świętomarcińskie - pisze Maciej Nowak w felietonie w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
Jedno z pierwszych świąt niepodległości w czasach III RP obchodziliśmy z moim przyjacielem, malarzem Rafałem Roskowińskim w Finlandii. Braliśmy udział w kilkudniowym festiwalu z udziałem twórców z wielu krajów Europy. Gdy nadszedł dzień polskiego święta, poinformowaliśmy organizatorów, że nie będzie nas na jakiejś zaplanowanej akurat dyskusji, bo udajemy się do ambasady na oficjalne przyjęcie. To był początek lat 90., czas transformacyjnego karnawału. Przepełniało nas poczucie dumy, że możemy, bez zażenowania pamiętanego z okresu PRL, wypełnić obywatelski, patriotyczny obowiązek. Uczestniczyć w państwowym święcie. Wydawało nam się, że znajomi w Helsinkach spojrzeli na nas z szacunkiem należnym ludziom dojrzałym i poważnie odnoszącym się do spraw swojego kraju. Czuliśmy się dorośli i odpowiedzialni, gdy podczas koktajlu na salonach odśpiewaliśmy hymn, wznosiliśmy toasty i pogryzaliśmy wędzone śliwki w boczku, będące wówczas poz