W statycznym kadrze zbliżenie dziewczyny. Twarz w ekstazie; lecz nie jest to duchowe podniecenie patriotyczne - Maria zdaje się rozkwitać w uniesieniu erotycznym. Od dołu w kadr unosi się głowa mężczyzny - narzeczeni kochali się przed rozstaniem. Oficer odchodzi, wszystko bez słów, na muzyce, kadr rozszerza się - Maria już sama, gładzi się jeszcze po piersiach, jeszcze gorąca po pożegnalnym zbliżeniu. Podnosi porzucony na ziemi biały szal i kiedy tak otulona sunie przez salon, jej ciało zdaje się nadal emanować namiętną fizycznością. - Sam generał wyznaczył mu posterunek - mówi z dumą Maria do wchodzącej siostry i w tej pierwszej kwestii przedstawienia wciąż jeszcze pobrzmiewa rozmarzenie, ciepło, wspomnienie rozkoszy. Takie otwarcie "Warszawianki" - jak je reżysersko skonstruował Andrzej Chrzanowski - obiecuje wiele. Bardzo wiele: ludzki wymiar Wyspiańskiego "pieśni z roku 1831". Intymny, osobisty plan tragedii - indywidualną, właśnie ludzką
Tytuł oryginalny
Patriotyczna msza na koturnach
Źródło:
Materiał nadesłany
Wiadomości kulturalne nr 1