Jak zwykle dzieło Janusza Wiśniewskiego zbiło mnie z tropu. Do dziś jeszcze słyszę owo szaleństwo lingwistyczne, jakie - wraz z aktorami z Niemiec, Izraela, Indii, Włoch - rozpętał reżyser. Już w trakcie pierwszych minut przedstawienia, kiedy aktorki, stojące naprzeciwko zdezorientowanej publiczności, zaczęły wygłaszać kwestie w swoich narodowych językach, można było się domyślić, że na scenie zobaczymy raczej wieżę Babel niż Arkę Noego. Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że nie rozumiałem większej części tekstu (ze względu na nieznajomość hebrajskiego, włoskiego czy na przykład hindi). I z całą pewnością taki był zamysł reżysera: zderzyć publiczność z nieznanymi jej językami - na które powinna się, z nieoczywistych powodów, otworzyć. Warto dodać, że i polska mowa w tym kontekście brzmiała jak obcy idiom - pozbawiony znaczeń, przekazujący wyłącznie emocje. Barbara Osterloff w recenzji "Burzy" stwierdziła, że w spektak
Tytuł oryginalny
Patos przebrzmiałej katastrofy
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 11