"Szczęśliwe dni" w reż. Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze STU w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Gazecie Krakowskiej.
Nie wiadomo, ile lat miała Ciotka Róża. Na pewno więcej niż na to wyglądała. Miała pociągnięte mocnym różem policzki i oczy obrysowane ciemną kredką, pod którymi kłębiła się pajęczyna zmarszczek. Ciotka Róża była żoną przedwojennego oficera, a w rodzinie szeptano, że miała romans i że się o nią pojedynkowano. Podobno bardzo nie lubiła dzieci, więc nam zabroniono zawracać jej głowę. Ale i tak często kryłam się pod jej wypełnioną różnymi mazidłami toaletką, a ona spoglądała na mnie odsuwając i przybliżając za duże okulary. Ale najfajniej było wtedy, gdy Ciotka Róża nakręcała stojący w kącie patefon. Dochodziły z niego dźwięki starych melodii, które Ciotka Róża nuciła razem z płytą. Ciotka Róża była obecna na premierze "Szczęśliwych dni" Samuela Becketta w Teatrze STU. Skryła się za dużymi okularami Beaty Rybotyckiej, przykucnęła w jej rozmazanym makijażu, zagrzebała się w rozrzuconych na scenie liściach i