W mijającym roku pojawiło się na scenach więcej tak wyczekiwanych polskich realiów. Oderwanych od jakiejkolwiek rzeczywistości neurotyków - ściągniętych od brytyjskich i niemieckich brutalistów - zastąpili swojscy, bardziej wiarygodni (i sympatyczniejsi) bohaterowie.
Dramatopisarzy i reżyserów zaczęło obchodzić to, co za oknem, pojawiły się próby analizy przyczyn polskiej rzeczywistości. Tym (oraz kolejnymi hucznie obchodzonymi rocznicami) można też tłumaczyć zainteresowanie ludzi teatru rodzimą historią. Wartością pożądaną staje się patriotyzm - gorzki i niełatwy, bo twórcy nie zapominają, że żyjemy w kraju afer, nietolerancji i często manifestującej się głupoty. Kolejnym odkryciem tego sezonu jest klasyka. Zmęczeni najnowszą rodzimą dramaturgią reżyserzy coraz chętniej sięgają nie tylko po sztuki Szekspira (ilość nie zawsze przechodzi w jakość, jak pokazuje niebywała kariera "Makbeta"), ale także naszych autorów. Renesans przeżywa Fredro, trwają przymiarki do inscenizacji dramatów wieszczów. Cechą łączącą te próby jest traktowanie tekstów dramatycznych jak partytur i podporządkowywanie ich stawianym przez reżyserów tezom. Współcześni nie wahają się dopisywać klasykom całych scen, u