Premierowe przedstawienie "Jesus Christ Superstar" jest tak naprawdę garniturem skrojonym po raz trzeci z tego samego materiału.
Najpierw obejrzeliśmy rzecz w plenerze, na gdyńskim Skwerze Kościuszki w przededniu papieskiej mszy na hipodromie. Potem, już na scenie Teatru Muzycznego, wysłuchaliśmy wersji koncertowej - najmniej udanej, do której nie warto nawet wracać myślą. Sceniczna premiera jest w tym tryptyku najbardziej przemyślana. Brakuje jej za to ducha. Show Judasza Jest to jej brak najwidoczniejszy, bo usterek i niedociągnięć wytknąć można więcej. Mniejsza już o niedoszlifowaną (zabrakło czasu?) niełatwą choreografię Jarosława Stańka. Gorzej, że po przedstawieniu trudno jest wymienić jego bohaterów. Ekspresyjny, pewnie nawet trochę nadekspresyjny Tomasz Steciuk jako Judasz. Oszczędnie - i dobrze - zagrany przez Andrzeja Śledzia Piłat. Może jeszcze szczwany cyniczny Annasz Cezarego Studniaka. Resztę postaci, łącznie z kluczowymi, czyli Jezusem i Marią Magdaleną, narysowano tak, jakby ołówek nie został zaostrzony. Niewyraźne to jakieś, bez charakteru, tak jakby