- Nie, to nie są żarty. Po lekturze "Nowych szat klasyki" wielu druhów moich twierdziło, że Pawłowski "jajca" sobie czyni, że sądzi coś wręcz przeciwnego, że pisze na odwyrtkę. Niestety - Paweł Głowacki szyderczo odpowiada na tekst Romana Pawłowskiego.
Starowinka, o której w swym "Tangu" Sławomir Mrożek powiada: osoba na razie zwana babcią - wcale nie umarła. Jak wiadomo, albo i nie wiadomo - co w naszej epoce teatru maniakalnie nowoczesnego na jedno wychodzi - Starowinka ta, przez niejakiego Stomila zarażona w sztuce Mrożka manią nachalnego unowocześniania normalności, nie włazi na katafalk i nie stygnie tak, jak damom w jej wieku Pan Bóg przykazał, jeno rżnie w karcięta z tzw. elementem. Zanim "buraczek" Edek, czyli partner z wąsikiem, palnie: "Ciach w piach!", osoba na razie zwana babcią rzuci kartę i wyskowycze swoje legendarne: "Cztery piki skurczybyki!". Oto fraza, która otwiera - jak się w zeszłą środę dzięki "Gazecie Wyborczej" i manifestowi krytyka Romana Pawłowskiego "Nowe szaty klasyki" okazało - cierpko ponadczasową opowieść Mrożka. Cztery piki skurczybyki - tak się zaczyna "Tango", które nie ma końca. Nie ma, bo nachalne unowocześnianie normalności jest nieusuwalnym tikiem nerwowym