Kiedy dowiedziałem się o monumentalnie ambitnym planie dyrekcji Teatru Wielkiego w Poznaniu, by wystawić "Parsifala" Wagnera 1) w inscenizacji, reżyserii, scenografii oraz choreografii kilkorga artystów związanych z duńską grupą twórczą Hotel Pro Forma, 2) z udziałem wybitnych niemieckich śpiewaków1, specjalistów od Wagnera, ogarnęła mnie lekka panika.
Znałem i ceniłem duńską grupę od lat i uważałem tworzących ją ludzi za wybitnych reprezentantów wszystkiego, co nowe, kreatywne i choć czasem szokujące, to zawsze czynione z sensem i z szacunkiem dla wykonawcy tudzież odbiorcy. Nie uważałem w związku z tym, że wystawienie operowego dzieła, będącego "wagnerowską summą", przerośnie ich talenty i możliwości. Ale jak zgrać nowatorstwo liderki Pro Formy, Kirsten Dehlholm i jej "współbraci w sztuce" z tradycyjnym warsztatem wspaniałych wokalistów z Niemiec, a do tej "mikstury wybuchowej" włączyć jeszcze kilkoro miejscowych solistek i solistów, chór, orkiestrę, balet i aparat produkcyjny poznańskiej opery? No i doczekałem się. W piątkowe premierowe popołudnie wlało się do Teatru Wielkiego eleganckie towarzystwo, a potem umościliśmy się wszyscy w wybitych czerwienią fotelach: młodzi, średni i starzy, melomani tudzież teatromani, wagnerolubcy i (być może także) wagneronienawistnicy ("Nie z