Czy wypuści na mnie tresowanego lwa? Czy mi się ziemia zapadnie pod nogami? Szedłem tam, gdzie zza ogrodzenia wystawał szpic namiotu cyrkowego. Było porządnie i zwyczajnie. Jak wokół cyrku. Może tylko szklane kule, świecące w trawie zamiast na słupach, odróżniały ten krajobraz od powszednich widoków. Nic się nie zapaliło, nic nie wybuchło. Dziwne; on tak lubi ogień. Pewnie jeszcze sobie poswawoli na przedstawieniu. Czyżby jednak aż tak się ustatkował? Te kwiaty w donicach, te alejki wysypane żużlem, solidne zaplecze w standardowych barakowozach czy też innych przemożnych barakach - to na niego nie wygląda. I nawet wartownia jest przy wejściu. - Przepustkę pan ma? - zlustrował mnie portier. Przedtem przepustka była niepotrzebna. Teatr STU z Krakowa przyjeżdżał, dawał przedstawienie w salce klubowej, rozpalał widownię, która potem długo dyskutowała z reżyserem, Krzysztofem Jasińskim. Pamiętam pierwsze spotkanie z tym zespołem, o którym
Tytuł oryginalny
Parowóz pełen ognia
Źródło:
Materiał nadesłany