To niewątpliwie bardzo dotery pomysł, aby na dwóch scenach podlegających tej samej dyrekcji teatru - równocześnie grać "Wesele" Wyspiańskiego i tegoż "Wesela" parodię. Oczywiście, parodia Mrożka "Zabawa" - nie usiłuje powtarzać dramaturgicznej koncepcji "Wesela". Jest w zasadzie krótkim skeczem-groteską, więc formą dramatyczną, najbardziej ulubioną przez Mrożka. Wszystkie bowiem jego utwory sceniczne są rozbudowanymi skeczami, lub (jak np. w jedynej dotąd, pełnospektaklowej sztuce "Indyk") - całym łańcuszkiem scen skeczowych.
Teatr prezentuje "Zabawę" w charakterze jednoaktówki. Jej sceniczna realizacja trwa blisko godzinę, chociaż pomysłu starcza autorowi zaledwie na kilkanaście minut. Wtedy byłaby to niezwykle trafna parodyjka, pobudzająca do "wielkiego śmiechu". Specyficzny dowcip Mrożka mógłby wówczas zabłysnąć w całej pełni, zaś intelektualny ładunek tak skondensowanego utworu nie zostałby materią rozwodnioną. Ale - dla maszynerii teatralnej tego rodzaju migawka sceniczna nie wystarczy. Zdaje sobie z tego sprawę również i autor. Ciągnie tedy za uszy swój skecz, aby nadać mu rozmiary pożądane przez teatr. Efekt - w zetknięciu z odbiorcą na widowni - zubożony na skutek przeciągania się "akcji". Opatruję tę akcję cudzysłowem, albowiem w gruncie rzeczy "Zabawa" pozbawiona jest akcji w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Jako odpowiednik parodystyczny "Wesela", owa bezakcyjność ma swoje, zamierzone cele. Bo Mrożek w ten sposób ośmiesza "czar bezruchu", jaki domin