Redakcja "Do Rzeczy" pyta: "Jak w Polsce rozdzieranej konfliktem wyglądać winna druga scena narodowa?". Zacznijmy od tego, że sama kwestia "drugiej sceny narodowej" ma bardzo młodziutką metrykę - pisze Jacek Sieradzki.
Przymiotnik "narodowy" przyczepiono do szyldu Starego Teatru ledwie w latach 90. i to z przyczyn administracyjno-finansowych. Szykowano przekazanie teatrów samorządom i chodziło o to, żeby Stary stał się jedną z trzech scen zarządzanych centralnie, przez Ministerstwo Kultury. I żeby dysponował subwencją znacznie wyższą niż ta, na którą stać władze lokalne. 1. Nie mówię, że Staremu nie należały się prestiż ani forsa. Należały się. Mówię tylko, żeby nie przykładać spiżowej miary do tytulatury. Upojenie szczytną nazwą bywa opłakane w skutkach, bo powoduje, że prestiż staje się bagażem oczekiwań ponad siły, swoistą kotwicą pętającą ruchy. "Pierwsza" scena narodowa, ta warszawska, miała przecież w historii długie okresy drugorzędności, choćby w międzywojniu. Można się upierać, że nazwa zobowiązuje i od teatru z przymiotnikiem należy wymagać więcej niż od bezprzymiotnikowego, ale życie takie żądania weryfikuje bezlitośnie