Mój Boże, jak długo można strzelać do kaczek? Rok, pięć, dziesięć, piętnaście lat? Dłużej? Do końca, do finału finałów? Jak długo niski, krótki jęk sztucera ma być jedynym ludzkim dźwiękiem na tej wyspie, gdzie nic, tylko pustka i cisza, tylko drzewa i kaczki ziewające w szuwarach, kaczki doszczętnie znudzone, bo pewne, że tamten gość na werandzie, niejaki Abel Z., mityczny prozaik, laureat Literackiego Nobla, owszem, codziennie rytualnie strzela, ale i rytualnie pudłuje. Ślepiec? Dobrotliwiec? Chłop-baba? Maniakalnie przewrotny ekolog? Wszystko jedno - i tak już od dawna nie idzie wytrzymać. Bo ileż kaczka może czekać na dzień, w którym zmasakrowane śrutem pióra na amen odpadną od szyi? Ileż człowiek może wypatrywać tej zawrotnej sekundy, od której już nigdy ni krztyny ziemskiej siły nie będzie, by znów pociągnąć za spust? Rok, pięć, dziesięć, piętnaście lat? Dłużej? Ile jeszcze zostało do finału
Tytuł oryginalny
Parę smakowitych minut
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski Nr 12