- Nie mam ciśnienia i dlatego ten festiwal naprawdę dobrze wychodzi. Bardzo lubię jak ci ludzie zjeżdżają się tutaj. Jak powstaje bardzo dobra atmosfera służąca rozmowom, poznawaniu się. Ludzie ze świata przyjeżdżają tu, bo poszukują nowości, młodych twórców, chcą czegoś, czego nie mają u siebie. Tych kilkanaście dni teatru musi widzem szarpnąć, zniecierpliwić, nawet rozdrażnić - mówi Bartosz Szydłowski, dyrektor Festiwalu Boska Komedia.
Gabriela Cagiel: W najbliższą środę rusza piąta już edycja Boskiej Komedii. Co jest największym atutem festiwalu? Bartosz Szydłowski: Nie przywiązuję szczególnej wagi do jubileuszy, a największą zaletą festiwalu jest to, że podlega nieustającym metamorfozom! Format festiwalowy w zasadzie od pierwszej edycji stworzył markę. A to, co się wokół niego dzieje, jest dobrze przyjmowane, więc mamy zachęcające pole do działania. Marka nie stworzyła się jednak sama. Inferno, Purgatorio, Paradiso... Trzy boskie kręgi, za którymi stoją konkretne działania, czyli całkiem dobrze przemyślana koncepcja. - Ta przemyślana koncepcja wzięła się z jakiejś podstawowej tęsknoty za tym, czego brakowało mi w polskim teatrze i w ogóle w dyskusji o polskim teatrze. Chodzi o dominujący język hierarchizacji i wykluczenia. Chciałem stworzyć format, który będzie pokazywał możliwie szeroką paletę różnych działań teatralnych w Polsce. Uważam, że wartością