Jak dotąd w teatrze widziałem tylko jeden celny komentarz do zdarzeń wywołanych katastrofą samolotu pod Smoleńskiem. Była to etiuda Jana Klaty "Gdzie jest krzyż?" w jego wrocławskiej inscenizacji "Kazimierza i Karoliny" - pisze Rafał Węgrzyniak w miesięczniku Teatr.
Dlatego w "Didaskaliach" zaintrygowała mnie rozmowa z Dorotą Sajewską i Leszkiem Kolankiewiczem "Teatr po 10 kwietnia". Wprawdzie okazało się, że poświęcona jest właściwie wyłącznie przedstawieniu Pawła Miśkiewicza powstałemu w Dramatycznym w Warszawie, którego nie znam. Ale szereg sądów sformułowanych w tej debacie wprawiło mnie w konsternację. W dwadzieścia lat po obwieszczeniu przez Marię Janion końca paradygmatu romantycznego Sajewska utrzymuje, że z powrotem "wszyscy jesteśmy pod presją" jego "oddziaływania". Precyzuje, że "śmierć Jana Pawła II" to było "mocne widowisko", które "na nowo uruchomiło paradygmat polsko-katolicki". Ponadto rok temu "wydarzenie z 10 kwietnia stało się jedynym wydarzeniem polskości, aktem założycielskim dla jej obrony". Wyjaśnia ona z pozycji dramaturga, że w "Klubie Polskim", aby ukazać reakcje na owo "widowisko" i "wydarzenie" jako pogłos mesjanistycznych rojeń i obnażyć ich groźne oblicze, pomiędzy t