Może dobrze się stało, że doszło do zwady Englerta z Szapołowską. Nie da się już dalej udawać, że w teatrach wszystko gra. O sytuacji w środowisku aktorskim zaczyna mówić się poza środowiskiem - pisze Zdzisław Pietrasik w Polityce.
Na widowni Teatru Narodowego siedzi już publiczność, aktorzy przebrani i umalowani szykują się do wejścia na scenę, a Grażyny Szapołowskiej grającej w "Tangu" dość znaczącą rolę (i grającej bardzo dobrze) nie ma. Dyrektor teatru Jan Englert, który sam występuje w sztuce w roli Wuja, wychodzi na proscenium w służbowych krótkich portkach i wygłasza jedną z najważniejszych kwestii w swym życiu: Aktorka zamiast teatru wybrała show telewizyjny, spektakl się nie odbędzie. Niestety, tabloidy, które jako pierwsze przez parę dni informowały o zdarzeniu, nie napisały, jaka była reakcja widowni, czy może część mniej zorientowanych widzów nie pomyślała sobie czasem, że już zaczęło się przedstawienie, a ten Mrożek fajny wstęp wymyślił. Nie, żaden szanujący się autor nie napisałby takiej sceny z prostego powodu: krytycy zarzuciliby mu skłonność do tanich efektów. Jak się okazuje, kolejny raz samo życie pisze ciekawe scenariusze, nie dbaj�