"Aktor" w reż. Michała Zadary w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Jacek Sieradzki w Odrze.
Anna von Schrottenberg, sympatyczna Niemko-Szwajcarka, o dobrych kilka długości odsądziła peleton: dwudziestkę siódemkę pozostałych półfinalistów XXXIII Przeglądu Piosenki Aktorskiej (przynajmniej jeśli brać serio cały ten szyld i szukać na estradzie mini-teatru, scenicznej kreacji, gdzie śpiewanie jest tworzywem, a nie celem samym w sobie). Występ zaczęła skupionym, poetyckim songiem. Gdy jury na koniec zażądało dodatkowej piosenki, pobiegła za kulisy po kontrabas. I kontrabasowi w pysk śpiewała Surabaya, Johnny, szarpiąc struny w tłumionej rozpaczy, pieszcząc masywny instrument dłonią i głosem - gorącym i lodowatym na przemian. Ograny przebój Brechta i Weilla prostym gestem odświeżyła, odarła z patyny, wypełniła gamą uczuć, od zeszmacenia po kobiecą dumę. W środku był zaś Monolog dla Kasandry Wisławy Szymborskiej. W oryginale!! Na początku westchnęła (po angielsku): oby mój polski okazał się zrozumiały. Niepotrzebny lęk. Jej wy