Spektakl Andrzeja Strzeleckiego jest nie tylko powrotem do lat międzywojennych. To także powrót do teatru, który jest mi bliski - ważna jest w nim treść, wspaniała obsada, piękne kostiumy, a nie zawzięte dążenie do wszelkich udziwnień - pisze Dorota Szymborska w Gazecie Wyborczej
Dwudziestolecie międzywojenne to epoka, której łatwo dać się uwieść. "Lata dwudzieste, lata trzydzieste, wrócą piosenką, sukni szelestem" Tworzyli Skamandryci i inni wybitni literaci, budowała się Gdynia, rozkwitał teatr, kabaret i film, pękały w szwach modne nocne lokale. To prawda. Tylko że jednocześnie powszechnie panoszyła się cenzura, na uniwersytetach domagano się gett ławkowych dla Żydów, a w Paryżu północy, czyli Warszawie, bezrobotni biedacy gnieździli się w ruderach na Powiślu i Starówce. Ale największą hańbą sanacyjnej Polski był utworzony w 1934 r. za zgodą i wiedzą Józefa Piłsudskiego obóz w Berezie Kartuskiej, zwany dla niepoznaki "Miejscem odosobnienia". Bardzo łatwo było się tam znaleźć, bo nie wymagało to wyroku sądu. Do opisów co się tam działo odsyłam do źródeł historycznych, powiem tylko, że najcięższe ówczesne polskie więzienia nie budziły takiej grozy jak Bereza. I właśnie po rocznym poby