Reżyser wpuszcza Koziołka w codzienność i pilnuje, by doświadczenia nie wywarły nań żadnego wpływu, żeby zawsze pozostawał lustrem, krzywym zwierciadłem pokazującym paradoksy, ułomności i śmiesznostki współczesnego świata - o spektaklu "Koziołek Matołek" w reż. Ondreja Spišaka w Teatrze na Woli w Warszawie pisze Justyna Czarnota z Nowej Siły Krytycznej.
Ondrej Spišak wysyła Koziołka Matołka w podróż przez współczesny świat. Taki, który znamy z telewizji, gazet, plotek i własnych obserwacji. Cud, że temu naiwnemu zwierzakowi udaje się pokonać wszystkie trudy i pozostać tym samym stworzeniem - ciekawym świata, żądnym przygód prostodusznym Krzysiem. Reżyser spina historię sympatycznego Koziołka klamrą telewizyjną - informację o podkuwaniu kóz w Pacanowie podaje reporterka, ona też dementuje plotkę z ekranu. Ten gest dramaturgicznie uzasadnia wyprawę Matołka, ale także pokazuje wpływ telewizji na społeczeństwo. Przy okazji podważa rzetelność tego środka przekazu. Świat masmediów pojawia się w spektaklu kilkakrotnie a jego krytyka jest wielopoziomowa. Wystarczy przypomnieć jedną z ważniejszych scen - wywiad z Matołkiem jako zwycięzcą turnieju narciarskiego, dokładnie i z każdej strony obfotografowanym i pytanym na tę okoliczność o receptę na sukces, szczęście i wizję świata. Walka