XI Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Myślę, że niełatwo dziś skompletować repertuar na festiwal sztuki mimu. Zwłaszcza jeśli chodzi o prawdziwą pantomimę, w jej czystej formie. Ten najszlachetniejszy gatunek sztuki teatru, w którym nie ma słów i cisza jest równorzędnym środkiem wyrazu, już od kilku lat ewoluuje w stronę hałaśliwego, populistycznego dziwoląga. Najczęściej mamy do czynienia z dość osobliwym mutantem, gdzie ciszę zastępują hałaśliwa muzyka, agresywna wizualizacja, krzyki, rozmaite efekty dźwiękowe, wulgaryzm językowy i obrazowy, multimedialność itp. To proces obejmujący właściwie całą kulturę, która na naszych oczach coraz bardziej karleje, tracąc przynależne jej cechy i powinności wobec odbiorcy. Subtelność, która powinna być immanentnie wpisana w sztukę, została wyparta przez barbarzyństwo tzw. cywilizowanych twórców, tych "wykształconych, z wielkich miast". Brutalizacja wartości, epatowanie brzydotą jako środkiem stylistycznym, odhumanizowanie k