Zamierzałem poświęcić felieton smutnym sprawom filmu w Telewizji. Sądzę jednak, iż pilniejszą sprawą jest zwrócenie uwagi na inną smutną cechę programu. Idzie o język używany zbyt często w TV. W niedzielę ubiegłą, wśród filmowych sprawozdań i reportaży, znalazła się króciutka informacja o konkursie wśród posiadaczy ogródków działkowych. Demonstrowano obrazki pracy hodowców, zabiegi ogrodnicze, polewanie grządek, usuwanie chwastów itd. Film był, rzecz jasna, montażem zdjęć wykonanych w pełni lata, służył jako ilustracja tematu. Dwie osoby, w których towarzystwie oglądałem ten fragment, wymieniały uwagi: I cóż on podlewa teraz? Co mu to pomoże?... Co? Lilie? Skąd... O, motykuje, zamiast przekopać... Choć były to osoby inteligentne, wcale nie orientowały się w charakterze fragmentu filmowej ilustracji. Przyjmowały dosłownie to, na co patrzyły. Drobiazg. Ale jest to drobiazg nader charakterystyczny. Dosłowność przyjmowania tego
Tytuł oryginalny
Państwo tego nie lubieją
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy, nr 223