Patrzenie na leniwie punktujących jurorów w mocno średnim wieku, których twórczość znana jest jedynie na lubelskim podwórku, żenowało nie tylko mnie, ale i niektórych nauczycieli - felieton Bartłomieja Miernika w Lubelskiej Gazecie Teatralnej Proscenium.
Festiwali teatralnych jakoś tak niebywale dużo w naszym mieście nie ma. A tych szkolnych, amatorskich, studenckich - ledwie garstka. Niezwykle istotne jest więc to, kto zasiada w jury i ocenia zmagania młodych twórców. Twórców, którzy nierzadko poświęcali swój wolny czas pro bono, siedzieli nocami, dziergali na scence swoje pomysły, kreowali rzeczywistość. Dlaczego o tym piszę? Otóż dane mi było przebywać w ciągu roku na dwóch lubelskich festiwalach po dwóch stronach barykady. Raz w gronie moich rówieśników jurorowałem podczas festiwalu teatru młodzieżowego, drugim razem ze znacznie młodszymi osobami zasiadłem za stołem, by wysłuchać opinii jurorów o spektaklu, który z tymi młodymi zrobiłem. Powiecie - swoiste rozdwojenie jaźni. W gronie kolegów, oceniając owoce pracy młodzieży, niezwykłą uwagę zwracaliśmy na prawdę przekazu, na to, na ile ta sceniczna wypowiedź jest autentycznym głosem uczniów, na ile oni sami mają możliwość