W "Tańcach w Ballybeg" Briana {#au#1238}Friela{/#} z pozoru niewiele się dzieje. Ot, szara codzienność w domu pięciu sióstr z małego irlandzkiego miasteczka. A jednak ta sztuka w krótkim czasie (dublińska prapremiera - 1990 r.) zdobyła powodzenie nie tylko w Irlandii. Powodów jest wiele. Przede wszystkim siła tragedii skryta w opowiadaniu nieefektownych, zdawało by się, historii bohaterów i kompozycja tego dramatu, która każe nazwać go teatralnym majstersztykiem. Najstarsza z sióstr, Kate, nauczycielka, jest jedyną żywicielką całej rodziny. Maggie zajmuje się domem. Pomagają jej Agnes, nieco ograniczona umysłowo Rose - obie dorabiają dziewiarstwem - i Chris, panna z synkiem. Pannami są zresztą wszystkie. To jest ich problem. Samotność, tęsknota za nieosiągalnymi horyzontami, smutek płynący z niespełnienia - nie tylko, lecz przede wszystkim w miłości - i bieda, bo przy jednej pensji z trudem wiążą koniec z końcem - tym zdominowane jest życ
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 4