Każdy posiadający instynkt samozachowawczy reżyser, kiedy wśród postaci dramatu, który zamierza wystawić znajdzie osobę narratora, natychmiast tę sztukę odkłada. Natomiast Bogdan {#os#1747}Hussakowski{/#} przekornie podjął wyzwanie "Tańców w Ballybeg", mimo że jest to dramat-impresja, wspomnienie dorosłego dziś mężczyzny, który przywołuje obrazy ze swojego dzieciństwa. Widz potykając się już w pierwszej scenie o osobę zagajającego z proscenium Michaela, myśli od razu, że to przedsięwzięcie jest na pewno chybionym pomysłem, a tymczasem... Nudnawa atmosferka domu z irlandzkiej prowincji, w którym stłoczone jest aż pięć kobiet, powoli się rozgrzewa. W powietrzu zaczynają się unosić podobne fluidy jak w Iwaszkiewiczowskim opowiadaniu, czy w filmie Andrzeja Wajdy, "Panny z Wilka". Tylko tutaj już niebawem wszystkie kobiece żale, marzenia, tęsknoty, a przede wszystkim skrzętnie, z odrobiną hipokryzji, powściągany eroty
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 302