Niepotrzebnie w programie pod tytułem sztuki dodano: "tragedia naturalistyczna". Napisana i wystawiona pięćdziesiąt lat temu "Panna Julia" epatowała wówczas widzów więcej swym naturalizmem niż tragedią. Ale taki jest przywilej wielkich dzieł sztuki, że z biegiem lat opada z nich nalot epoki, a pozostałe człowiek wieczny, prawda przeżycia. Tak się stało z "Panną Julią". Naturalistyczne efekty w rodzaju "swędu smażonej nerki" czy odorów tego "świństwa", które panna Julia każe gotować dla swojej wyżlicy - zatarły się. Został dramat istoty dziedzicznie obciążonej, buntującej się przeciw własnym naturalnym popędom w imię wpojonej jej przez zbrodniczą matkę nienawiści istoty rozdwojonej: "każda moja myśl jest myślą mego ojca, każde moje uczucie - uczuciem matki", trwającej w ustawicznej niezgodzie z sobą samą. Wybryki hrabianki Julii, jej pozorny cynizm i erotomania są niejako barwą ochronną, pod którą ukrywa się słabość, tkliwość
Źródło:
Materiał nadesłany
"Bluszcz"