Panna Andzia mając wychodne powinna pójść do Teatru Nowego zobaczyć "Pannę Izabelę", bo chyba tylko pannę Andzię może wzruszyć i poruszyć nowe teatralne dzieło Adama Hanuszkiewicza.
W teatrze bulwarowym, a takim przecież już od dawna jest Teatr Nowy, zły gust, brak smaku i nie wy rafinowane pomysły trzeba brać za dobrą monetę. Zła moneta zlej monecie nierówna. Hanuszkiewicz uraczył widzów czymś, co przypomina raczej spraną, papierową dwudziesto-złotówkę z Trauguttem, czyli pieniądzem kompromitującym i wycofanym z obiegu, pozbawionym zresztą jakiejkolwiek wartości. Odwołanie do pieniędzy jest tu nieprzypadkowe. Trzy czwarte scen w "Pannie Izabeli" to rozmowy o nich, trochę tak jakby "Lalka" Piusa była poradnikiem zarówno dla nuworyszy, jak i dla bankrutów. Z jednej z najpiękniejszych powieści polskich nie zostało właściwie nic, nawet przebieg fabularny. Hanuszkiewicz napisał swoją opowieść, którą nawet wydał drukiem i sprzedaje w teatrze za 40 tysięcy. Książka nazywa się "Panna Izabela". Czemu nie napisał wszystkiego od początku albo nie zaadaptował dla sceny romansu Arlekina? Nie wiadomo. Ona (Magdalena Cwenówna) je