- Ależ się pani zmieniła! - tak podobno powitał Annę Seniuk jakiś pan taksówkarz, intensywnie się jej przyglądając w lusterku. Takimi właśnie i podobnymi anegdotami warszawska aktorka, stając przed krakowską publicznością na scenie Teatru Groteska, próbowała nas rozśmieszyć - relacjonuje Maria Malatyńska w miesięczniku Kraków.
Przyjechała tu wprawdzie po to, żeby się "spotkać z Krakowem", ale najpierw mimochodem, w naszym wielowiekowym mieście, sprytnie zamknęła problem upływu czasu, wiedząc pewnie, że wszyscy lubią taki temat, zwłaszcza gdy oglądają dawno niewidziane aktorki. Ale one są do tego przyzwyczajone, nie zwracają na to uwagi. W wypadku Anny Seniuk takie anegdoty, którymi sypnęła na przywitanie, były tylko prowokacją. Taką na wszelki wypadek. Bo nigdy nie było to problemem! Na samym początku jej drogi teatralnej, gdy dopiero co skończyła krakowską szkołę teatralną i w aurze "Najmilszej Studentki Krakowa" (były kiedyś takie konkursy!) zaproszona została przez wielkiego Zygmunta Hübnera do zespołu Starego Teatru, już wtedy dyrektor i reżyser miał ją ocenić: wygląd liryczny, aktorstwo charakterystyczne i wielki talent komediowy! To dopiero było rozpoznanie! Czy można chcieć więcej? Przyjechała więc do nas w blasku niezmiennej popularności, spotkała si