Od proscenium - niemal od stóp widzów - prowadzi w głąb przyciemnionej sceny jasna smuga skłębionego tiulu, tak jakby ten porzucony niegdyś welon stanowił jedyny ślad weselnych uroczystości. Kiedy światło rozjaśnia scenę, widać na tle czarnych, żałobnych kotar zwróconą tyłem do widowni parę nowożeńców. Daleko w głębi - ksiądz, po bokach, podobni do figur woskowych, wychylają się z kotar świadkowie ślubu. Ich zawodzące mormorando miesza się z modłami księdza w przejmującym zaśpiewie, przypominającym pogrzebowe egzekwie. Słowa wypowiadane przez ten widmowy chór, zaczynają układać się we wprowadzenie do opowieści o Bogumile Niechcicu, biorącym właśnie za żonę Barbarę Ostrzeńską. Jeśli zapowiedź zobaczenia na scenie utworu tak typowo epickiego, jak "Noce i dnie" Marii Dąbrowskiej, wzbudza nieuchronnie w zwolenniku jej dzieła przynajmniej tyle niepokoju co ciekawości, to owa, opisana na wstępie, ekspozycja s
Tytuł oryginalny
Pani Barbara na scenie
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Robotniczy nr 93