Od razu wyjaśnię warszawskiemu środowisku "klabingowemu", ten tekst nie będzie o Panu Romanie, skądinąd sympatycznym barmanie serwującym tanią wódkę przy Krakowskim Przedmieściu. Będzie o Panu Romanie Pawłowskim, niegdyś poczytnym dziennikarzu "Gazety Wyborczej", obecnie wcielającym w czyn swoje pomysły na teatr dokumentalny. Zresztą, przyznaję, niegłupie pomysły - pisze Bartłomiej Miernik w felietonie dla e-teatru
Dziennikarz ów postanowił niedawno przeprowadzić rozmowę z Joanną Szczepkowską, po jej słynnej wypowiedzi o środowisku homoseksualnym w teatrze. Rozmowa, jak wiadomo, nie udała się. Pan Roman wytłumaczył więc, dlaczego przerwał rozmowę: "podczas naszej rozmowy emocje wzięły górę po obu stronach i po 20 minutach zdecydowałem się przerwać wywiad w poczuciu, że nie wyjaśnimy tego sporu". Pisze również, że było to uczciwe wyjście z sytuacji jego, dziennikarza z dwudziestoletnim stażem. Staż od Pana Romana mam krótszy, niemniej nie wyobrażam sobie przerwania rozmowy. Ot, zabieram swoje klocki z piaskownicy i uciekam. Tyle mnie widzieliście, "foch" czystej próby. Przepraszam za dosadność, ale znanego z dosadności dziennikarza pewnie nie dotknę, pisząc, że psim zawodowym obowiązkiem jest przygotowanie się do rozmowy. Merytoryczne przygotowanie. I nieważne, czy rację miała Pani Szczepkowska publikując stenogram, czy nie. Dyskusyjne. Choć przyc