Ta przeróbka znanego dramatu Brechta, dokonana przez Macieja Prusa w Starym Teatrze jest przede wszystkim wspaniałym popisem gry aktorskiej. Niezależnie od treści wydobytych z tego tekstu, które może w nim naprawdę, nie tkwią, niezależnie od skreśleń, skrótów, przeróbek, kondensowania ról i postaci, niezależnie od zatracenia - być może - idei tkwiącej w oryginale, otrzymaliśmy siedem wspaniałych ról, które zostały pięknie zagrane.
Bolesław Smela gra pana Puntilę naturalistycznie, ale z otwarciem w kierunku symboliki zawartej w utworze. Pan Puntila to nie tylko alegoryczna figura, która ma ukazywać kłamstwo pozornego dobra ludzi bogatych. Ten Puntila zawiera w sobie o wiele więcej znaczeń. Bo nie chodzi tu o sprawy walki klasowej, ale o sprawy rozstania się z dawną kulturą. A to znaczy - z kulturą w ogóle. Wiedział o tym chyba już i sam Brecht, gdy pisał swojego "Puntilę", wiedział, i dawał temu swoisty wyru w uwagach do kolejnych inscenizacji swojego utworu. Łatwo bowiem powiedzieć, że dobrym i wspaniałomyślnym, i pełnym wyobraźni, i wzruszonym, i "artystycznym" jest mieszczuch i posiadacz tylko wtedy, jak się upije a na trzeźwo gardzi "nastrojami", sztuką, filozofią, moralnością, dobrem i życzliwością; gardzi kulturą. Łatwo to powiedzieć, ale co potem? Jak żyć? Szofer Matti, który nam pozostanie po takim zlikwidowaniu skorumpowanej i nieprawdziwej, pijackiej dobroci i pij