Dziesięć lat temu umarł w Krakowie PIOTR SKRZYNECKI - twórca i szef Piwnicy pod Baranami, najsłynniejszego polskiego kabaretu. Na pierwszy rzut oka tylko Jego życie było nieskomplikowanym bytem artysty, bez etatu i zmartwień. Jak to zwykle w takich razach bywa, prawda była nader skomplikowana.
To miejsce, ten człowiek i ludzie skupieni przez lata wokół Niego - dosłownie i w przenośni - przeżyli realny socjalizm, można powiedzieć, że załatwili PRL rodzajem sztuki, żartu, podejściem do życia i oczywiście magią. Bo wiele wydarzeń z nimi związanych inaczej opisać się nie da. Piotr Skrzynecki należał do tych nielicznych, który tysiącom ludzi dostarczyli prawdziwie osobistych wspomnień, i nie są to wspomnienia należące do mas, ale właśnie tylko do nas, te z tych najcenniejszych, detalicznie osobistych. Oczywiście, większość z poświęconych Mu opowieści dotyczy spożywania alkoholu, nocnych zabaw, eskapad i przygód - od banalnych po najdziwniejsze. Wielu zawdzięcza mu artystyczną recenzję, nie zawsze pochlebną, rzecz jasna. Przytłaczająca większość tych, którzy znali go słabiej, mówiła do Niego i o Nim po imieniu: Piotruś, Piotrek. Dawało im to rodzaj rozkoszy i pozoru bycia blisko z tym niezwykłym człowiekiem. Ci bardzie