"Kuroń. Pasja według św. Jacka" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Marcin Pieszczyk w tygodniku Wprost.
Ci, którzy chodzili do teatru w latach 80., pewnie pamiętają brawa widowni po padających ze sceny słowach typu "Rosja" czy "czerwony". Równie gorąca atmosfera panuje podczas najnowszego spektaklu Teatru Powszechnego. Tytułowego bohatera krytykują zarówno "prawicowa feministka" - jak się domyślamy, zwolenniczka PiS - jak i fan Balcerowicza. Dla jednych Kuroń (w tej roli wielce obiecujący Oskar Stoczyński) był "komuchem", dla drugich - lewakiem nierozumiejącym wolnorynkowych reform, które wymagają ofiar w postaci bezrobotnych. Choć w tych dyskusjach może się odnaleźć każdy widz, to po przedstawieniu każdy pozostanie też z wyraźnym niedosytem. Za dużo ze sceny pada wielkich słów o narodowym pęknięciu i konieczności pojednania, za mało tu postaci samego Kuronia, którego widownia mogłaby pokochać lub choćby znienawidzić.