"Szczeźli" w reż. Pawła Passiniego w Stowarzyszeniu Teatralnym Chorea w Łodzi. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
"Sczeźli" to przedstawienie równie ekscentryczne jak jego tytuł. Ale ekscentryczność wyczerpuje się bardzo szybko. Nie ma tutaj ani fabuły, ani postaci, choć jest teatr, czyli zorganizowana sceniczna przestrzeń i aktorzy, czy raczej aktor, dwie tancerki i pies. Teatru (nie najlepszego) zresztą w miarę upływu czasu jest jakby coraz więcej, choć ani przestrzeń się nie zmienia, ani aktorów nie przybywa. Stworzona przez Pawła Passiniego surrealistyczna sytuacja sceniczna sama się obnaża i kompromituje, robi się coraz nudniejsza, coraz bardziej przewidywalna, coraz bardziej irytująca w swojej naiwnej dosłowności. Choć pewnie miało być inaczej. Na początku "Sczeźli" zaciekawiają. Scena jest ogromna, z czarną lśniącą podłogą. Daleko na horyzoncie czarno-białe projekcje, trochę z kosmosu, trochę z niemego kina: wirujące gwiazdy (a może padający śnieg), przebiegające sylwetki, twarze. Na scenie biurko i ławeczka. Przy biurku mężczyzna (Tomasz