Znamy to, znamy - tak, ale dlatego się tak doskonale bawimy. Na pewno lepiej, niż sceniczny solenizant. "Imieniny pana dyrektora" Skowrońskiego i Słotwińskiego witane są generalnym aplauzem i oklaskami przy otwartej kurtynie. Ta ,.komediofarsa", jak ją określono w afiszu, naszpikowana jest wywołującymi śmiech sytuacjami i zabawnymi dialogami. Nareszcie mamy komedię - stwierdza widz wychodząc z teatru. Śmieliśmy się bowiem również i na "Takich czasach" Jurandota - były one jednak tylko wielkim, zręcznie granym skeczem. Tu natomiast mamy masę humoru satyrycznego i świetnie szkicowane postacie. O co chodzi? Autorzy atakują problem nieprzemyślanego awansu społecznego. Człowiek dawniej wzorowo pracujący zostaje wysunięty na kierownicze stanowisko i pozostawiony bez opieki. Nie umie sobie dać rady, zamienia się w kacyka. Autorzy tak prowadzą bohatera, że choć jest śmieszny i niepoważny, czujemy do niego sympatię, widząc jak mu się przewraca w głowie z
Tytuł oryginalny
"Pan dyrektor ma imieniny"
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo powszechne Nr 78