- Wydaje mi się, że przede wszystkim warto robić rzeczy, które są dla nas ważne. Inaczej tworzenie jest stratą czasu. One nie muszą być ważne, uniwersalne, ale takie, które coś w nas robią, poruszają. Oczywistym dla mnie źródłem tego rodzaju inspiracji są moje własne przeżycia, czasem trudne i bolesne, ale chcę nad nimi pracować - mówi Wojtek Ziemilski, reżyser spektaklu "W samo południe", pokazywanego na Festiwalu Nowego Teatru w Rzeszowie.
Zdobywał Pan doświadczenie reżyserskie za granicą. Jak ono wpłynęło na Pana obecną twórczość? - Łatwiej to ocenić osobie z zewnątrz. Ja mogę powiedzieć, że wybierałem ścieżki nie najczęściej uczęszczane. Kiedy byłem w Portugalii, przez jakiś czas było tam bardzo ciężko, wszyscy mi wtedy mówili, że to chyba bez sensu, że powinienem wracać. Jedyną osoba wierzącą w mój pobyt, był mój tato, który powiedział wtedy, że niezależnie od tego, co będzie się tam działo, to będzie bagaż doświadczeń, który zmieni mój sposób patrzenia na świat na bardziej pozytywny. I to się sprawdziło, także na poziomie twórczym. Odkrycie choreografii zarówno portugalskiej, ale i francuskiej, zupełnie zmieniło mój sposób patrzenia na teatr, scenę, spektakl. Często to były nieoczywiste miejsca, w których okazywało się, że są jakieś niesamowite złoża tradycji, kultur, metod pracy. Dzięki pobytowi w Portugalii zdobyłem łatwość przechodzenia