W "Póki my żyjemy" Christiana Boltanskiego umarli nie wracają na swoje miejsce. Czekają na nich puste krzesła z wiszącymi płaszczami - być może tymi, które w "Nigdy tu już nie powrócę" przynosi Tadeuszowi Kantorowi Posługaczka, czy, jak zauważa Jan Kott w "Kadyszu", Zesłaniec z Syberii z "Wielopola, Wielopola". Porzucone krzesła, inaczej niż u Kantora, mają wyraźne odniesienie. Odwołują się bowiem do Rzeczywistości Najniższej Rangi, są też autocytatami z wcześniejszych prac Boltanskiego. W spektaklach Kantora umarli mieli swoje doskonałe sobowtóry w postaci manekinów. Tutaj "sobowtórami" stali się żywi ludzie - tzw. publiczność miesza się z performerami - trudno odróżnić artystów-zmarłych od "zwykłych śmiertelników". Mają to samo tempo kroków i oddech. W przestrzeni zaświatów trzeba było przyjąć jej reguły. Nie sposób rozeznać się w tym spowitym dymem krajobrazie - wypełniającym wnętrze starego, podziurawionego kulami budy
Tytuł oryginalny
Pamięci przemów!
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 5