"Terminal 7" w reż. Andrzeja Domalika w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.
W Teatrze Narodowym Andrzej Domalik wystawił "Terminal 7" Larsa Norena, sztukę, w której zaliczany do wąskiego grona godnych spadkobierców skandynawskiej tradycji dramatopisarskiej autor rozlicza się z czasem, przemijaniem, pamięcią i zapomnieniem. Równie ważna co treść jest forma dramatu. Noren, wychodząc od realistycznego zdarzenia - spotkania podzielonej rodziny nad łóżkiem umierającej matki - zbacza, meandruje, zapętla się we frazach, skacze w czasie, tworząc swoistą partyturę muzyczną z powracającymi obsesyjnie tematami, zdaniami, gestami, ruchami. Nie ma tu miejsca na sentymenty, jest chłód i precyzja. Postacie skupione w nierealnej przestrzeni poszarzałego pokoju przyglądają (i przeglądają) się sobie nawzajem, ale też sobie samym sprzed lat. Jakby próbowały rozłożyć uczucie utraty na czynniki pierwsze, przyjrzeć się słowu "koniec" ze wszystkich stron, przenicować je. W efekcie na scenie Narodowego powstało coś na kształt laboratorium